Monday, 28 December 2009

Gonitwa myśli splątana

Myśli to byty ulotne

kłebią się w mojej głowie niczym rój pszczół
kręcą się chaotycznie w kółko
brzęczą jak oszalałe
zderzają się ze sobą elektronowo
wywołując wyładowania elektryczne
i minieksplozje atomowe
po czym

nagle
pod wpływem impulsu świetlnego
rozpierzchają się na wszystkie strony
niczym wystraszone tchórzofretki

albo

biegną niczym opętane
w obłędnym maratonie plemników
przeskakują jedna przez drugą zdyszane
potrącają się
wyprzedzają
podstawiają sobie nogi złośliwie
która pierwsza
która lepsza

albo

leniwie ocierają się o siebie
zaspane
rozczochrane
podszczypują filuternie
gramolą się mozolnie na siebie
w sennej kopulacji
mnożą się niepostrzeżenie
przez pączkowanie

Pierdolizmy

koagulacja
kooperacja
kopulacja
ejakulacja
organizacja
korporacja

Wszystkie te słowa OBCE
wrzynają się w moje ciało

słowa nie-moje
przeciwko mnie stworzone
wdzierają mi się w usta
wpychane na siłę

i ja
niczym gęś tuczona
dławię sie nimi
niczym trucizną

Do Buddy


W moim umyśle cisza

ta cisza mnie wypełnia
ta cisza mnie przytłacza

niczym superciężki głaz
leży na moich piersiach

i ciężko mi oddychać
i ruszyć się nie mogę
tą ciszą przygnieciona
do podłogi

Pustka we mnie
niczym ogromna bańka

a w niej JA
całkiem malutka
a za chwilę wielka niczym olbrzym
powietrzem wypełniona
powiększam się stukrotnie

i cisza znowu
i echo odbija sie od ściany do ściany
w pustym pokoju bez okien

myśli puste
niczym pijane
turlają sie bezwładnie
leżą podparte pod ścianą

Krawędź

Palcem wskazującym
ostrożnie przesuwam po krawędzi wszechświata

przecinam skórę

kropla krwi
spada na Ziemię
i zalewa Morze Czerwone

Wiersz ekologiczny

A gdyby tak
te wszystkie bezmyślnie wypowiedziane
puste słowa
cały ten bełkot ludzkości
od zarania dziejów
wsadzić do wora
i zatkać nim dziurę ozonowa?

Wreście byłby z tej paplaniny jakiś pożytek!